10 czerwca 2012

Jak nic - umrę młodo

Przecież możliwe, że mam raka nosa albo nawet jeśli nie, to czuję się jakaś osłabiona, najbardziej czuję to w prawej ręcę, ale w lewej też trochę. Poza tym mogą zawsze nastąpić jakieś komplikacje. Zawsze to tak się zaczyna, że takie nic, a potem są kłopoty. Wczoraj bolało mnie gardło. A co jeśli straciłabym głos? Przecież to jest możliwe. A dziś kaszlę. Co będzie jutro? Temperatury co prawda nie mam, ale to pewnie dlatego, że mój organizm nie ma nawet siły walczyć. Apetytu co prawda nie straciłam, ale to kwestia czasu. Myślę, że na dniach może mi coś gdzieś wyrosnąć. A jeśli to się opiera na psychice? I jeśli nie jest wystarczająco silna? Co wtedy? I oczy mnie bolą, może tracę wzrok? Czytałam gdzieś kiedyś o uczuciu piasku pod powiekami, myślę że się zbliża, zresztą może już to mam tylko nie wiem. Mam taki straszny katar, taki straszny.

9 czerwca 2012

Wpisy są jakoś dwa dni do tyłu

A teraz będą trzy, bo zachorowałam i mam siłę tylko oglądać telewizję. Telewizja jest super. Ja i Filmweb wybraliśmy filmy, które ocenię prawdopodobnie na 6/7 albo 3 albo 4 albo 5. Jest też kilka programów, głównie o grubych ludziach albo o ludziach drzewach albo o mordercach albo o więzieniach albo o trudnej młodzieży albo o jakiejś chorobie albo o tym że coś komuś wycięli albo o jakimś muzyku albo o jakimś mieście albo nie wiem.

8 czerwca 2012

Inne powody mojego stresu

Bez wątpienia dużym źródłem mojego stresu jest moja rodzina.

Mój tata, dajmy na to, podobnie jak mój brat, a także moja mama, tak przykładowo, nie potrafią zamykać drzwi, to znaczy trzaskają po prostu strasznie. O każdej porze dnia i nocy, napierdalają tymi drzwiami przy porannym, popołudniowym oraz wieczornym siusiu i myciu zębów. Oczywiście, ja grzecznie prosiłam, żeby tego nie robili. Nawet pokazywałam im jak się zamyka drzwi nie robiąc przy tym hałasu (tu warto wspomnieć, że moja rodzina mnie nie znosi i uważa, że nie da się ze mną mieszkać; co jest dość dziwne, bo jak na mój gust jestem idealnym współlokatorem), ale to nic nie pomagało, popatrzyli chwilę i się rozeszli, a następnego dnia było to samo - trzask trzask trzask, trzask trzask. To znaczy, żeby być uczciwym, przyznam, że moja mama załapała ogólnie ten myk ze złapaniem klamki i naciśnięciem jej, to jest mądra osoba i mnie kocha (a przynajmniej tak twierdzi), ale niestety na co dzień o nim nie pamięta. Więc ja, gdy prośby nie pomagały, postanowiłam też im trzaskać drzwiami. Bardzo przy tym cierpiałam, ale wiedziałam że walczę w imię czegoś ważnego i że ta walka ma sens. Cały dzień trzaskałam, trzaskałam tak że aż było mi głupio, i wieczorem z wypiekami na twarzy czekałam na reakcję. Niech tylko przyjdą, niech spróbują mi tylko coś powiedzieć, zwrócić uwagę, już ja im powiem, powiem im wszystko i o tym jak oskarżyli mnie że to ja krzywo kroję chleb a to wcale nie byłam ja, co się później okazało, i wcale nie było tak krzywo, i o tym jak tata skasował mój ulubiony film, jeden z, bo rzekomo był o geju, wszystko! To nie ja ukroniłam ten chleb, nie ja rozsypałam cukier! Moja mama była w znakomitym humorze. Mój tata i mój brat jak zwykle się do mnie nie odzywali, albo ja do nich, nie pamiętam jak to dokładnie jest. Nic nie zauważyli, nic. Otóż, moje misie, dla nich to moje trzaskanie nie było odstępstwem od normy, więc nie zwrócili na nie uwagi. Wszystko na nic.

Więc teraz, co poradzić, wygląda to raczej tak:

Pierwsza w nocy - jeb jeb jeb jeb jeb jeb jeb.
- Ja pierdolę, kurwa, musicie tak napierdalać tymi drzwiami!?! Kurwa, kurwa, kurwa! - to oczywiście sobie tylko myślę, bo w zasadzie to ja nie umiem podnościć głosu i raczej nie bywam niemiła dla innych, no może jak coś sobie dokładnie przemyślę, i to zazwyczaj w internecie sobie przemyślę, bo tak normalnie to przecież się wstydzę, a poza tym słowo pisane lepiej do mnie trafia - czy ktoś mnie obraża czy nie, że się przejęzyczę się wstydzę albo nie wiem, że konstrukcja zdania będzie teges, a to te przecinki można sobie sprawdzić na stronie przecinki.pl.

No a potem 5 rano - jeb jeb jeb jeb jeb jeb.
- Kurwa, ja pierdolę, kurwa kurwa kurwa! - myślę i wstaję.
- A dlaczego ty nie śpisz?
No kurwa, jak to dlaczego, no kurwa, no dlaczego ja nie śpię, no kurwa. I tłumaczę mojej mamie znowu coś o tych drzwiach, o moim lekkim śnie, o tym że leki i psychiatra to nie są tanie rzeczy, że to kosztuje, że ja jestem nerwowa, całe życie niewyspana, bo ja nie zasnę już teraz przecież, że wypadam z całego rytmu, że nie pamiętam snów, gubię pomysły, że to pomysły właśnie mnie powinny budzić, jak stopery nie wypadną mi z uszu to one mnie budzą zawsze punktualnie o siódmej, że nie wiem chyba będą mi płacić odszkodowanie, że być może jestem przecież drugim Norwidem, że są to winni Polsce, że przecież możliwe że właśnie, tak jakby, spalają na stosie moje dzieła, że może nie wiersze, bo ja nie znoszę jak tak linijka się marnuje, ale może coś, może coś. Mama mówi, że jestem zabawna. No nie wiem, a co wy o tym sądzicie? Wracam do łóżka i myślę sobie, że Kasia Tusk ma chyba trochę inny styl pisania.

Cóż, do jutra.



7 czerwca 2012

Nienawidzę śmiesznych obrazków

Dawniej muzyka do Polski docierała trochę później, internet był jeszcze malutki. Albo nawet nie to. Ja byłam po prostu młodsza, to było oczywiste, że nic nie znam i nic nie wiem i prawdopodobnie wszystko nagrali kiedyś tam w jakiejś przeszłości jacyś bliżej nieokreśleni dorośli, których nigdy nie spotkam. Żyłam we własnym wspaniałym świecie w którym żadna płyta nie była ani nowa ani stara, a nawet jeśli była nowa ja o tym nie wiedziałam. Byłam prawdziwym hipsterem. Takim hipsterem, że nawet nie musiałam się nazywać hipsterem, ani antyhipsterem ani posthipster ani nawet nie-obchodzi-mnie-hipster, nie musiałam nic nazywać, ja nawet, moi mili, nie musiałam wzruszać lekceważąco ramionami.

A teraz. Teraz żyję w okropnym świecie podzielonym na, po pierwsze, sale dla niepalących i palących, i po drugie - na to co stare i na to co nie stare. Z każdym zdaniem podejmuję ryzyko, z każdym odsłuchaniem piosenki, na krawędzi życia drżącym głosem zadaję sobie pytanie, które chyba każdy z nas sobie kiedyś zadawał: czy to już było? Najgorzej jak spóźnisz się minutę, dwie, około godzinę temu. To jak spóźnienie na pociąg do nowego, lepszego świata, do Anglii, to jak stanie na złym peronie i przestrzeganie zakazu przejścia po torach mimo, że wie, wie się, że tam obok stoi pociąg, na który mamy bilet. Tak to właśnie jest, ale nie wiem czy dobrze to zobrazowałam. Bo wiecie tak naprawdę nie chodzi tu o pociągi.

Zaczęło się niewinnie od pisania pierwszy! pod galeriami zdjęć czy artykułami umieszczonymi w sieci. Po przeczytaniu takiego komentarza człowiek zaczyna myśleć. I ja myślałam też. Czekaj, czekaj, skoro on jest pierwszy, to, jeśli dobrze liczę, ja jestem druga. Ale dlaczego ja jestem druga? Dlaczego nie pierwsza? To chyba lepiej być pierwszym? Następny razem muszę być pierwsza!

To jeszcze pół biedy. Nie to jest najgorsze. Najgorsze są śmieszne obrazki. Nienawidzę śmiesznych obrazków. Po pierwsze, nie chciałam o tym mówić bo jestem osobą dość skromną (i nie tylko ja tak uważam), ale teraz muszę to powiedzieć, nie robię przecież tego dla jakiegoś poklasku, mnie w ogóle takie rzeczy nie interesują, więc po pierwsze ja szczerze mówiąc to widziałam już wszystkie śmieszne obrazki. Naprawdę. No dobrze, żeby nie było, właściwie wszystkie, załóżmy że prawie wszystkie, 99% z nich. No więc ja je wszystkie widziałam, ale nic nie mówię, co będę mówić? Że to stare? Można powiedzieć, że przymykam na to ok. Niech się dzieci bawią. No ale jak ja sobie coś umieszczę, prawda?, ze szczerą sympatią, żeby było im miło, to dlaczego oni są rude i piszą że to stare? Przecież mi przykro wtedy. Znowu druga. To znaczy pierwsza, bo tak naprawdę ja spojrzałam na to pierwsza, tylko po prostu później umieściłam w internecie, ale jak ja to wytłumaczę? Kto mi uwierzy? Ja nie wiem, te spojrzenia powinny być jakoś rejestrowane.

Więc żyję w stresie. A co jeśli net mi padnie w czasie wysyłania pliku? Różne rzeczy mogą się wydarzyć. Albo wczoraj na przykład wyszłam z domu.

No dobra, ten post miał wyglądać trochę inaczej, ale w połowie zapomniałam o co mi właściwie chodzi.

Do jutra!

6 czerwca 2012

Hello world!

O istnieniu Kasi Tusk dowiedziałam się z Facebooka już jakiś czas temu, ale dopiero wczoraj, wstyd się przyznać, weszłam na jej bloga. Już nawet kiedyś chciałam, chciałam zobaczyć go wcześniej, ale nie znalazłam go wpisując w okno wyszukiwarki Kasia Tusk, nie było go, nie było go nigdzie. I wczoraj właśnie, pamiętam to jak dziś, zaświeciła mi się żarówka nad głową (właściwie to 50 żarówek, bo zamiast lampy mam lampki choinkowe), że a może on się inaczej nazywa. Wpisałam cokolwiek, to znaczy pierwsze słowa jakie przyszły mi do głowy. A były to słowa: Life cośtamgówno. No i znalazłam. Znalazłam bloga Kasi. Chciałam nawet przeczytać jakąś notkę, ale strasznie mi się nie chciało. Ale za to z działu o nas znajdującym się po lewej stronie dowiedziałam się, że studiowała psychologię. To tak jak ja! To znaczy, ja nie studiowałam psychologii, ale kiedyś przyszło mi do głowy, że niektórzy ją studiują. No i dalej cośtam cośtam i że 120 tysięcy indywidualnych użytkowników po roku. Myślę sobie więc - dlaczego nie? Bloga umiem założyć (moja koleżanka stuidowała informatykę), a i czasem mam coś do powiedzenia o tym i o tamtym, a to zawsze fajnie jak 120 tysięcy indywidualnych użytkoników wchodzi na twoją stronę. Nie wiem, nie wiem, mam pomysł, żeby na przykład pisać o rozwoju osobistym, motywacji, przenikaniu dusz, zdrowiu i urodzie, no nie wiem, na przykład o wszystkim. Aha, i żebyśmy się dobrze zrozumieli. Ja wcale nie chcę być Kasią Tusk. Tak tylko trochę. Ale ogólnie to uważam, że jedna Kasia Tusk na świecie wystarczy.

No i ja jestem po prostu taką normalną dziewczyną. A Kasia to ja nie wiem czy jest normalna. Ja jej nie znam, nie chcę jej oceniać, nie można oceniać kogoś kogo się nie zna przecież, ale wydaję mi się, że jest osobą niezwykłą.